Przejdź do zawartości

Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



SŁOWACKI — HELJOS.

Niegdyś, przed laty już, zdarzyło mi się, że przyjechawszy morzem o pierwszym brzasku do Pireus, nie podążyłem do pobliskich Aten koleją, ale nająłem powóz, albowiem z powozu można lepiej, niż z wagonu, podziwiać wschód słońca na równinie attyckiej. Zanim wyruszyliśmy z portu, brzask zmienił się na świt. Od strony Eubei wstała jutrzenka, — ta sama „różanopalca“, którą ongi podziwiał Homer — i tak samo po tysiącach lat młoda i cudna. Rozległy oliwnik, ciągnący się między wybrzeżem a miastem, zbudził się, jakby ze snu, w jej promieniach, a przede mną, w nawpół błękitnej, nawpół perłowej oddali, zajaśniał wgórze Akropol.
Ujrzałem go po raz pierwszy w życiu i wyznaję, iż mało widziałem tak niezapomnianych widoków. Ściany Propylei, Erechtejonu i boskie w swej niedoścignionej harmonji kolumny Partenonu — widne, jak na dłoni — poczęły się maścić i maić wszystkiemi barwami, jakie zawierała w sobie zorza poranna. Szmaragdy, opal, szafiry i rubiny, zanurzone w ogólnej różowej toni, jęły grać, migotać, mienić