Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogłaby dać wrażenie. Na pierwszy rzut oka wydaje się nawet, że autorka pod wpływem nowszej francuskiej powieści goni do pewnego stopnia umyślnie za realizmem. Tak jednak nie jest. Niema tam ani pod tym, ani pod innym względem, żadnej przesady i naciągania, żadnej ukrytej myśli, by jaskrawością barw zdobyć sobie opinję „polskiego Zoli“. Realizmu jest tyle, ile potrzeba, ile z natury rzeczy wynika, a raczej, mówiąc innemi słowy: wszystko jest tam realne o tyle właśnie, o ile życie jest realne, co nietylko nie wyłącza poezji, ale ją zawiera. Ten wiejski obraz jest wzruszający, a zarazem straszny. Chłopka, zakochana w mężu pijaku, znosi niemal wesoło jego brutalne obejście się, jego razy, zabija go jednak w uniesieniu, gdy ów chce po pijanemu wyprowadzić do Żyda i przepić „Kraseńkę“, krówkę, żywicielkę całej rodziny. Tem to bardziej wzruszające i tem straszniejsze, że takie proste. Wszystko się tak dzieje, jak się musiało dziać. Kobieta porwała kół z płota i zabiła niechcący. Ludzie otoczyli ją zaraz i pytają:
— Toś ty jego, Motro, zamordowała?
A ona stoi zmieniona w kamień, bez ducha; wreszcie z strasznym krzykiem rzuca się na stygnące ciało Andrucha, od którego odrywa ją dopiero... żandarm.
I koniec. Ale ten koniec czyni na czytelniku wrażenie otchłani. W ową przepaść wpadnie ta chata, te dzieci bez żadnej opieki, stary dziaduś sparaliżowany, który z głodu zemrze pod płotem. Morze