Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  160  —

się w taki sam gorzki, wewnętrzny protest, z jakim wyjeżdżali z Warszawy, a następnie w taki sam ostry bunt przeciw tym warunkom, w jakich musieli żyć — i przeciw tej konieczności, która ciągnęła ich, jak na powrozie, tam, dokąd nie chcieli iść. Opanowała ich silniej, niż kiedykolwiek, myśl, która stale tkwiła w ich głowach, że jeśli to wszystko, co się nazywa dzisiejszem życiem ludzkości i jego światłem przewodniem, nie da się przewrócić i zdeptać, to lepiej niech przepadnie samo życie. Poza tem zadaniem istniały w ich pojęciu tylko rzeczy marne lub zmurszałe, równoznaczne z pleśnią i zgnilizną. Po bezsennie spędzonej nocy wpadli ze zmęczenia jakby w gorączkę, która potęgowała tę wewnętrzną rozterkę. Próbowali o tem rozmawiać, ale im nie szło, Felicjan bowiem powoził z kozła i musiał uważać na drogę. Nie przeszkadzało mu to jednak szarpać się wewnętrznie i protestować przeciw wszelkim wiązadłom, które tak unieruchomiają duszę ludzką u pewnych brzegów, jak łańcuch kotwicy unieruchomia lotną łódź w przystani.
Było zaś to targanie się tem cięższe, że od tych pól zimowych, od tej mglistej przestrzeni, od tej białej pustki, od grusz, śpiących na miedzach i od tego okolnego smutku coś szło i wołało na obu chłopców, jakby po imieniu, coś ogarniało ich, jak swoich, coś wchłaniało ich w siebie. Gabrjel, który był wrażliwszy od Felicjana, odczuwał to mistyczne jakieś prawo przynależności silniej, a nie