Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bo gdy tak siedzieli, popijając, trafiło się, że nad przygasłem ogniskiem oberwała się na nocnem niebie gwiazda i, ciągnąc za sobą świetlistą strugę, zgasła gdzieś w ciemnościach blisko ziemi.
Co widząc pan Pluta, Mazur, stary żołnierz z pod Zboińskiego, przeżegnał się i rzekł:
— Może to gwiazda którego z nas.
Lecz Zagłoba dmuchnął przed siebie po wypiciu nowej kwaterki, odsapnął i rzekł:
— Nie waścina.
— A czemu to?
— Bo Mazurowie ciemną gwiazdę mają, a ta była jasna.
— Niejednemu już, co tej gwieździe przymawiał, świeczki stanęły w oczach.
— Świeczki tym potrzeba, którzy się ślepo rodzą.
— Nie daj, panie Pluta, przymawiać Mazurom, — zawołał pan Skulski, który, lubo łęczycanin, służył z nimi od dawnych lat.
Więc pan Pluta — ciętą szabla, ale jeszcze ciętszy język, wraz odparł:
— Mazur ślepo się rodzi — ale zato, jak przewidzi, to kpa i przez deskę rozezna.
Myśleli tedy wszyscy, że pan Zagłoba raz przecie nie znajdzie odpowiedzi, ale on począł tylko przytakiwać głową i rzekł:
— Słusznie! Słusznie! ma się rozumieć! swój swego i przez deskę rozezna.
Na to śmiech wielki powstał koło ogniska, a najgłośniej śmiał się pan Sipajło z pod Oszmiany.