Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skał odzywał się ryk pumy. Miejscowość była ślicznie wybraną. Domy stały w dolinie po obu brzegach strumienia, czystego jak kryształ i obrośniętego płaczącemi wierzbami, ale właśnie w tem miejscu, gdzie strumień, spadając z wynioślejszego tarasu, tworzył aż trzy dość znaczne kaskady. Nad kaskadami zwieszały się całe festony i kotary lianów, pomieszanych z łodygami „wachlji“ o kwiatach pysznych, purpurowych. Podnóża czerwonawych skał granitu okrywały małe, ale nieprzebyte gaiki dzikich róż.
Owe granity stanowiły naokół jakoby mury, oddzielające podobną do amfiteatru dolinę od reszty świata, za niemi zaś szumiał bór czarnych dębów i drzew żelaznych.
Lekki mostek z czerwonego drzewa, rzucony przez strumień, łączył obydwa domy. Było to ulubione miejsce Mary, na którem spędzała zwykle ranki, czytając, albo ucząc małą Nelly. Czasem Mary wpatrywała się także z tego mostku w dal strumienia, który zdawał się biegnąć w jakąś krainę zupełnie tajemniczą. Bo też głębie leśne były jeszcze naówczas tajemnicą. Wówczas Mary opowiadała niewidomej Nelly o tych cudach, które je otaczały, dziecko zaś zarzucało ją coraz nowemi pytaniami.
Niestety! pojęcia barw i kształtów nie istniały prawie w tym dziecinnym umyśle, to też Nelly wyrażała się czasem w ten sposób:
— Strumień, Mary, jest smutny, bo płacze, to