Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/015

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wie, jak w życiu osobnika, tak i narodu zdarzają się chwile, w których...
— Dziś benefis panny Izy — szepnął do swego sąsiada mąż pewien.
— Daj pokój, do pioruna, z benefisami tej panny — odciął gniewnie mówca i nie przerywaj mi. Już one kością w gardle stoją! Otóż są chwile, w których winniśmy wystąpić ławą (głos z sali: Czartowską?), powiedziałem tylko ławą, winniśmy jednobrzmiąco postarać się, aby zagranica wiedziała, że, jak byliśmy dawniej, tak i teraz jesteśmy przedmurzem (głosy: murem! murem!). Niech będzie murem! Taką właśnie chwilą jest przybycie do nas znakomitego francuskiego podróżnika. Cały naród, słusznie wzruszony tą wizytą, zjeżdża do Warszawy dla przedstawienia się dostojnemu gościowi świątecznie. My, jako jego (z małemi wyjątkami) przedstawiciele, obowiązani jesteśmy wyłonić z siebie delegację i wysłać ją na granicę dla powitania Tissota. Jak zawsze, tak i teraz, pierwszy jestem do tej ofiary dla dobra publicznego. Więc, bracia, kto chce służyć krajowi, ten ze mną! (Głosy: Ja, i ja, i ja!). Naprzód przygotujmy na granicy śniadanie... (Głosy: I ja, ja, ja, wszyscy, wszyscy!). Wierzę, panowie, że wszyscy zarówno jesteście gotowi do tego poświęcenia, ale przecież jechać wszyscy nie możemy. Proponuję balotowanie...
Wybór pada na trzech, z których jeden ma być wymownym tłumaczem uczuć prasy, a dwaj inni niemymi świadkami poselstwa.