Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na Oceanie Atlantyckim.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo piękną... Niezawodnie zjadłem coś niezdrowego.
— Świeże powietrze pana wyleczy.
— Jednakże...
Tu Otello składa tak niezbite dowody, że musiał zjeść coś niezdrowego, iż nie pozostaje mu nic, tylko zejść nadół i położyć się do łóżka. Na pokładzie zostaje nas troje. Poczynam jednak czuć zawrót głowy, ale zapalam cygaro, które przynosi mi ulgę. Doktór rozmawia z moim towarzyszem, ja z młodą lady. Uważam jednak, że zaczynam głupieć, skutkiem czego rozmowa nie klei się, jakkolwiek młoda lady jest bardzo ładna. Tymczasem zaczyna ściemniać się; majtkowie ściągają wielki żagiel na przodzie okrętu i, ciągnąc w kilkunastu linę wołają żałosnym głosem: „Ooo! ho!”
— Pójdziemy zobaczyć — mówi do mnie młoda lady.
Idziemy tedy zobaczyć; ale w pół drogi lady zatrzymuje się i spogląda na mnie tak szczególnym wzrokiem, że krew rzuca mi się do twarzy. W jej oczach widać czułość i omdlenie, policzki jej bledną i rumienią się, chce coś mówić i jakby nie śmie, ale przewraca oczyma, jak heroina na scenie. Boże wielki! co to się znaczy? myślę sobie...
Czyżby?... ale nie, to byłoby zbyt nagle, zbyt po amerykańsku. Jednakże!
— Panie... — szepcze słabnącym głosem młoda lady...
— Pani! dwie dusze jak nasze...
— Oh! oh! — przerywa młoda dama.
— Dwie dusze jak nasze...