Strona:PL Henryk Ptak - Kraków żyje w legendzie.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sam przyczajony pośród wiklin w prętach
widział jak potwór czołgał się nad Wisłę.
Smoka się strzała nie ima zaklęta...

Szczęki jak zydel w powietrzu zawisłe
przez gąszcze zębne przesiewały rżenia,
gdy w obły pacierz mym oszczepem cisłem.

Lecz dźwięknął tylko na karbach grzebienia,
spływał zgrzytliwie po rogowych łuskach,
błysk w ślepiach szarzał, to znowu zieleniał...

Nim na gontynę skończy się pni zwózka
(Włada kmiotkowi przerwał niecierpliwie)
niech łowczy z żertwy jelita wyłuska.

Wypchane siarką na tarczy pokrywie
rzucę mu jagnię, gdy walki nie stanie
lub stchórzy, ścierwo pożre jako żywe.

Gdy ogień zwęglał trzewia nieprzerwanie,
pękł smok szalony w pragnienia porywie.
Czas biegnie w jamie wilgotnem klaskaniem.