Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   57   —

całem jego zachowaniem, jako też szczególną bladością i osobliwym wyrazem twarzy, wyszedłem, by się przekonać, czy służący mój wrócił. Zaledwie przestąpiłem próg drugiego pokoju, młody człowiek skoczył za mną, powalił mię na ziemię i gdyby nie pomoc tej dzielnej panienki, pewno by mię był zabił.
— Ach — mój Boże! — mówi panienka — toż to mój narzeczony. Wczoraj i dziś podczas wizyty u nas dziwnie się zachowywał, — a był taki blady!... Odprowadziłam go do „kary” i widziałam przecież, że odjechał. Jest tak duszno, więc przechadzałam się pod drzewami... A gdy uszu moich doszedł jęk z plebanji, nie namyślałam się ani chwili, wbiegłam żywo, a widząc, że zbrodnia się dokonywa zatelefonowałam na policję, a następnie uwolniłam księdza proboszcza z rąk napastnika.
— Bóg ci to nagrodzi — dokończa mdlejącym głosem ofiara.
Romiński wobec takiej ohydy — sam przestał być człowiekiem. Z wściekłością zwierza rzucił się na drzwi.
Krwi!... Krwi!... wołała dotknięta sromotą cała istota. Gdyby zbrodniarzy dostał w ręce, pewno by ich żywo nie puścił.