Strona:PL Hans Christian Andersen - Książka z obrazkami bez obrazków.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kności jego kształtów, jechał zamyślony na białym, parskającym rumaku. Czy myślał może o swojej pięknej, młodej żonie? Zaledwie dwa dni minęło od chwili, jak wielbłąd, przystrojony w skóry i kosztowne szale, z nią, piękną oblubienicą wjeżdżał w mury miasta; rozbrzmiewały bębny i kobzy, kobiety śpiewały, a naokół wielbłąda grzmiały radosne wystrzały, wystrzały oblubieńca były najczęstsze i najhuczniejsze, a teraz — teraz ciągnie z karawaną przez piaszczystą pustynię. Towarzyszyłem im wiele nocy, widziałem, jak spoczywali u źródeł, wśród wyniszczonych palm; wbijali nóż w pierś padłego wielbłąda i mięso jego piekli na ogniu. Promienie moje chłodziły rozżarzony piasek, promienie moje wskazywały im czarne kamienne bloki, martwe skalne ławice w tem olbrzymiem morzu piasków. Nie napotykali żadnych wrogich plemion w swej bezdrożnej podróży, nie zrywała się żadna burza, żaden śmierć siejący huragan nie przeciągnął nad ich karawaną. Tam w domu piękna kobieta słała modły za męża i ojca. „Czy może pomarli już?“ pytała mego złotego sierpa. „Czy może zginęli już?“ pytała mojej jaśniejącej tarczy. Teraz szeroka pustynia rozciąga się za nimi, dziś wieczór siedzą pod wysokiemi palmami, gdzie szerokoskrzydły żuraw krąży nad nimi; a z konarów mimozy