kolumnie? Złoto błyszczy jeszcze, ale skrzydła skrępowane, lew nie żyje, bo królowa morza nie żyje, wielkie hale stoją puste, a tam, gdzie niegdyś wisiały kosztowne obrazy, świecą tylko nagie ściany. Lazarone śpi pod łukami, na których wykładaną posadzkę tylko wysokiej szlachcie wstępować było wolno. Z głębokich studzien — a może z ołowianych więzień w pobliżu mostu westchnień — słychać westchnienie, jak niegdyś, kiedy tamburiny rozbrzmiewały na różnobarwnych gondolach, kiedy ślubny pierścień z błyszczącego bucentaura zlatywał do Adryatyku, króla mórz. Okryj się mgłą, Adryatyku! okryj żałobnym wdowim całunem twą pierś, otul nim mauzoleum twego oblubieńca z marmuru zbudowaną, upiorną Wenecyę!“
„Spojrzałem z góry na wielki teatr,“ mówił księżyc, „cały budynek był pełen widzów, bo występował nowy aktor; promienie moje wśliznęły się przez małe okienko w murze, uszminkowany aktor przyciskał czoło do szyby; był to bohater wieczoru. Rycerski zarost okalał jego twarz, ale łzy stały w oczach mężczyzny, bo został wygwizdany i to słusznie. Biedak! Ale trudno, sztuka nie znosi partactwa. Posiadał głębokie poczucie artyzmu i kochał