Po dwugodzinnym śnie, obudziłem się około czwartej. Ale teraz, kiedy ciało wypoczęło już trochę, pragnienie dawało się uczuć jeszcze dotkliwiej. Nie mogłem usnąć, marzyło mi się, żem kąpał się w strumieniu kryształowej wody, biegnącej między wybrzeżami pokrytemi zielonością, w cieniu drzew rozłożystych, a otwierając oczy, ujrzałem dookoła siebie dziką pustynię i przypominałem sobie co Umbopa powiedział, że zginiemy marnie, jeżeli dnia tego wody nie odszukamy. Żadna ludzka istota nie mogła żyć długo bez wody w takiej spiekocie. Podniosłem się i przetarłem sobie oczy. Usta i powieki miałem zlepione i co dopiero za potarciem z wysiłkiem zdołałem je otworzyć. Niedługo miało świtać, ale w powietrzu ciężkiem i gorącem nie czuć było tej orzeźwiającej świeżości, poprzedzającej zwykle brzask dzienny. Moi towarzysze spali jeszcze wszyscy, więc kiedy rozwidniło się już trochę, wyciągnąłem z kieszeni jakąś książkę i zagłębiłem się w czytaniu.
Ale niezadługo pobudzili się i oni, a wszy-