Strona:PL Haggard - Kopalnie Króla Salomona.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

historyę, niech postanowią, czy z tobą będą trzymali przeciwko królowi Twali, czy też pójdą przeciwko tobie.
Ignosi, nie mówiąc słowa, zrzucił przepaskę i ukazał zebranym znak węża, zarysowany ponad jego biodrami. Jeden wódz po drugim zbliżał się, oglądając go uważnie przy bladem świetle lampki i w milczeniu przechodził na stronę. Kiedy usunął się ostatni, Ignosi przywdział znów swoją „moochę“ i odezwał się do nich, powtarzając tak niedawno Infadoosowi opowiadaną historyę. Kiedy skończył, zabrał głos Infadoos.
— Teraz więc, kiedyście już na własne uszy słyszeli i własnemi oczami oglądali, cóż powiecie wodzowie? Staniecież po stronie tego człowieka i pomożecie mu do odzyskania tronu jego ojca? Kraj jęczy od strasznego ucisku, a krew narodu płynie jak woda w strumieniu. Widzieliście dziś sami. Dwóch jeszcze wodzów było, z którymi chciałem pomówić, gdzież są teraz? Nad ciałami ich wyją hyeny. A wy! i z wami może być wkrótce tak samo, jeżeli czekać zechcecie z założonemi rękami. Wybierajcie więc, bracia moi.
Najstarszy z pomiędzy nich, nizki, krępy, siwizną przypruszony wojownik, wystąpił naprzód i odpowiedział:
— Prawdęś powiedział, Infadoosie; kraj ję-