Strona:PL H Mann Diana.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dawniej nie byłyśmy tak łagodne, — wyjaśniła Fatima. — Nie dawałyśmy natrysku ale truciznę. Znasz tę starą, która siedzi na dziedzińcu.
Błyskotliwie obwieszona staruszka przykucnęła zgarbiona na słońcu, żółte nogi wsparła na srebrnej fajerce. Kiwała w zatrważający sposób bezmięsną, bezwłosą czaszką, z której opadała szczęka dolna.
— To była wielka Sulejka, matka paszy. Ileż rywalek ona otruła, aby mieć dziecko i aby jej dziecko mogło zostać paszą! I czy ona miała mężczyzn w haremie! Żaden nic zdradził nic, gdyż rano obcinała mu głowę.
— Zawsze obcina się głowę, — rzekła księżna, wzruszając ramionami, i pożegnała się.
Gdy przejeżdżała koło rynku warzywnego, konwojowano właśnie jakiegoś mordercę. Lud stał dokoła ciasnemi grupami i opowiadał sobie, co się stało. „Piekarz wypłaca mu zarobek. Dwa franki dziesięć, powiada. Powinienem przecież dostać dwa franki piętnaście? Nie, dwa franki dziesięć, powiada piekarz. A ten wyciąga rewolwer i zabija majstra na śmierć“.
Konie księżnej musiały iść stępa. Wyciągano ku niej szyje. Niektórzy zdejmowali czapki, inni jednak odwracali się ostentacyjnie.
— Wołajcież niech żyje! — krzyknął jakiś dzielny robotnik. Kilku ludzi zawołało, ale większość milczała mrukliwie. Jakiś barczysty Morlak, któremu może nie smakowały darowane obiady, rzeki wolno i wyraźnie:
— Niech cię djabeł porwie, mateczko!
„Przekonam się“, pomyślała księżna i kazała zatrzymać konie. Przez chwilę musiała się zastanawiać. Wracała od wielobarwnej martwej natury, gdzie wśród westchnień rozkoszy i szczęku sztyletów wydawano rozkazy pięknie odzianym niewolnikom. Bezpośrednio po tem chciała ciżbę ob-