Strona:PL H Mann Diana.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w wiście. Zatrzymywała wówczas decydującą kartę przez chwilę jeszcze w ręku i mrugała do bezradnej staruszki. Tak samo mrugała teraz, świadoma wyniku sprawy, ku zamkowi królewskiemu, gdzie Mikołaj i Beata, zupełnie odosobnieni, błąkali się po źle oświetlonych salach. W kącie marzła Fryderyka.

Podczas śniadania w ciasnem kółku przysłuchiwała się księżna z zachwytem posłowi tureckiemu Izmaelowi Ibenowi Paszy: otyły, rześki mężczyzna gawędził o wymiarze sprawiedliwości w jego kraju.
— W Smyrnie przyprowadzają mi jakiegoś murzyna; wyskoczył jak głupiec ze swego meczetu i wpakował przechodzącemu przypadkowo Europejczykowi długi nóż w brzuch. Wywraca białka i przysięga, że prorok rozkazał mu podczas modlitwy zabić pierwszego niewiernego, jakiego spotka. A ja odpowiadam: „Mnie zaś prorok rozkazuje kazać cię powiecie!“
Poseł wypróżnił kieliszek szampana.
— Cóż pani chce, księżno, przeciwko prorokowi tylko prorok pomaga. A szybki wyrok lepszy jest niż mądry. Jakaś biedna kobieta wypiła podobno mleko, które do niej nie należało. Ja powiadam tylko: „Rozpłatać!“
Pavic, który siedział na drugim końcu stołu, zwrócił uwagę na małego, młodego lokaja. Inni sunęli szybko z półmiskami i butelkami dokoła stołu, ten zaś stał niezręcznie, przysłuchiwał się rozmowom i nie spuszczał wzroku z twarzy księżnej. Z miski, którą trzymał pochyło w ręku, spływał sos na dywan. — Hej! — szepnął mu przyjaciel domu napominająco. Służący spojrzał na niego, a Pavic drgnął silnie. Czy to był... to był książę Fili! Pavic odwrócił się do swoich sąsiadów, nikt nic nie zauważył. Wziął więc małego lokaja na oko. Niewątpliwie, to były