Strona:PL H Mann Diana.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

względu na zdrowie od sześciu lat traktował kobiety jeszcze tylko jako urocze i skomplikowane motywy dekoracyjne. Teraz przyglądał się, bliżej niż inni, pięknej, wolnej istocie, dla której w mglistem kole pożądań, głuchej mściwości, lękliwych knowań i tajonych chuci wszystko pozostawało jasne i świetlane, która nigdzie nie przeczuwała głębin i niedoli. Osobliwem szczęściem było dla niego patrzeć, jak szła niewinnemi, dziecięcemi krokami przez natężoną od wysiłku ciżbę legitymowanych poławiaczy szczęścia i ludzi postarzałych w niełatwych rozkoszach. Budzić ją — wydawało się dla uwiędłej subtelności starca głupiem przestępstwem. Zresztą powiadał sobie, że byłby głupcem, wtajemniczając ją w rozkosze, których dalszego ciągu z konieczności szukać musiałaby u innych.
Nie wtajemniczał jej też. Opowiadano jej, że markiza de Châtigny nie może się od swego męża spodziewać dzieci.
— Skąd to wiadomo? — zapytała Violanta.
— Od mademoiselle Zozic.
— A, tej z Opery?
— Tak.
Chciała pytać dalej, skąd mademoiselle Zozic może to wiedzieć, ale czuła, że pytanie to nie należy do tych, które można wypowiadać.
Wysmukła hrabina d’Aulnaie zjawiła się pewnego wieczora w poselstwie austrjackiem z olbrzymim brzuchem; była to odosobniona próba wprowadzenia znowu mody odmiennego stanu, jaka istniała w latach pięćdziesiątych. Księżna ubawiła się bardzo; potem nastąpiło kilka dni powątpiewania, po których oświadczyła księciu, iż zdaje się jej, że będzie matką. Zdawał się tem wesoło zaskoczony i zawezwał doktora Barbassona. Lekarz zbadał ją ową delikatną dłonią, która z pacjentek czyniła kochanki. Spojrzała na niego wyczekująco: pohamował w porę uśmiech