Strona:PL H Mann Diana.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rzucił ją w kąt. Potem pomógł sobie otrząsnąć się ze zmieszania wybuchem wściekłości.
— Ach! Ach! To jest duch! To jego honor! To są bohaterowie ducha, którzy mają dzisiaj moc. Więcej mocy, niż najświatlejszy genjusz czynu! Oto ma pani jedną z tych subtelnych głów, które uśmiechają się szyderczo, gdy uczciwy mężczyzna mówi im o uderzeniu na wroga. Honor pismaków i mówców, widzi pani, co się z nim dzieje. Ale istnieją położenia, — krzyknął łamiącym się głosem, — położenia, w których ten tylko duch jeszcze znaczy, który błyszczy na ostrzu szpady!
Zażądała:
— Niech go pan nie zabija! Nie należy mi na tem.
— Ale mnie! — zawołał markiz, wyprostowany sztywno i drżąc z napięcia. I znikł.
Przez sekundę była niespokojna.
„Czy mam mu to powiedzieć? Że znowu popełnia donkichoterję, i że owa nędzna kanapa nie jest wymysłem! Wówczas sprawię mu daleko okrutniejszy ból, niż floret przeciwnika, który wbije mu się między żebra“.
I cofnęła się.
Z ulicy dochodziła wrzawa złych głosów. San Bacco ukazał się jeszcze raz.
— Przedpokój pani jest już pełen reporterów. Widzi pani, czy mam rację, jeśli zrobię szybką kreskę pod tem wszystkiem. Chwilowo wyrzucę tych zabiegliwych ciekawskich własnoręcznie za drzwi.
— Dziękuję, — rzekła księżna i skinęła mu głową.
Kazała zgasić wszystkie płomienie i pozostała w półmroku dwóch tylko świec.
„Czego chce Della Pergola?“ zastanawiała się. „Poco obarcza się niedogodnością, jaką jest moja nieprzyjaźń? Zawsze jest przecież o tyle łatwiej unikać się wzajemnie,