Strona:PL H Mann Diana.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Powtórzyła to sobie wieczorem przy powrocie na wieś. Obok niej milczała rozgoryczona Bla. Powiadała sobie:
„Oczy Violanty błyszczą, drży ona gorączkowo jakiemś nowem zupełnie życiem. Ja jej otworzyłam furtę, a sama musiałam jednak pozostać nazewnątrz. Tak, teraz trzeba zginąć samotnie“.
„Jestem tchórzliwa!“ wołała w duchu z gorzkim wstydem. „Dlaczego uciekam, po raz drugi już, do zamku Gandolfo? Gdyż boję się Orfea. Gdyż widzę już u jego boku śmierć, która prowadzi jego rękę. Nienawidzi mnie, biedny kochanek, gdyż za wiele go kochałam; zabije mię. Czyż nie mam się oddać w jego ręce, nawet gdyby były mordercze? Tak, umrę z wdzięcznością“.
Jechały przez miasteczko Albano. Księżna rzekła:
— Mam do ciebie jedną prośbę, Bice. Poinformuj mię przy sposobności o stanie naszej kasy. Chciałabym wiedzieć, jak wielką sumą mogę rozporządzać.
Pani Blà odpowiedziała cicho i szybko:
— Zaraz jutro przywiozę papiery z Rzymu. Nie, jeszcze dzisiaj wieczorem powiem ci rzecz najważniejszą. Rzecz najważniejszą... — obiecała jeszcze raz z łagodnym i szczęśliwym uśmiechem. Pomyślała:
„To jedno powstrzymuje mię jeszcze. Potem wolno mi należeć do niego i do naszego losu“.
Uczuła potrzebę okazania się dobrą, i mając szyję na pieńku, pocieszania innych.
— Dzisiaj po południu mówiłam z Della Pergolą, — rzekła. — Był bardzo przygnębiony twoją stanowczością. Możesz być zadowolona, słodka Violanto. Należy do ciebie, nie myśl więcej o tem, nie dręcz się nigdy więcej.
Księżna uśmiechnęła się.
— Dręczyć się o Della Pergolę? O, Bice, czyż możesz sobie jeszcze przypomnieć, abym była nieszczęśliwa, i to