Strona:PL H Mann Diana.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Księżna potwierdziła:
— Tak to widzę. Widzę też, że musi to być Pallas Botticellego, zaginiona Pallas!
— Tak. Postawiłem sobie za zadanie raz jeszcze wymarzyć ową boginię, którą wymarzył Florentczyk... Czy on tego dokonał? Nie, nie wierzę w to. Nie namalował jej, nie wykończył nic więcej, jak znane studja. Ale olbrzymie marzenie tych, co żyli przed czterystu laty, działa nadal we wszystkich, co od tego czasu tęsknią za pięknem. Jeśli jesteśmy w przeciągu jednej chwili wielcy, to wpłynęło nam do pendzla wrażenie, jedno jedyne wrażenie, jakie ktoś miał przed czterystu laty. Ja to wrażenie zatrzymałem. Twierdzę, że to jest Pallas, którą Botticelli byłby namalował.
Księżna zastanowiła się:
— Ta Pallas nie jest piękna, — rzekła wolno. — Ale w oczach jej płonie jej dusza. Dusza ta jest piękna i pełna tylko tęsknoty za pięknem. Jak głęboko odczuwam ją dzisiaj!
— W tem, co pani mówi, leży wszystko. Naszą jest tęsknota za pięknem, a nie jej spełnienie. Dlatego odczuwamy tę Pallas aż do głębi. Spełnienie należy może do takich zwierząt...
Ramię jego skierowało się ku krępemu za nim.
— On ośmiela się zamknąć piękno nawet w tym chlewie świńskim — on sam jest świnią; i wierzę mocno, że mu się udaje. Kiedy się temu przyglądam, pysznię się ostatecznie tem, że ja sam nie potrafię spojrzeć piękności w oczy. Aby to potrafić, musiałaby się dusza moja wzmocnić, przez odrobinę szczęścia, a przynajmniej przez dobrobyt. Wówczas, przeczuwam, stworzyłbym niejedno, o czem światu...
Zawahał się; potem wyrzucił z za zaciśniętych ust, z udręką i pychą:
— O czem światu jeszcze się nie śniło.