Strona:PL H Mann Diana.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jestem przecież właściwie entuzjastą! Niech pani nie wierzy w nic z tego, księżno, co pani o mnie opowiadano! Jestem naiwny i żądny zapału, a gdybym nie wiedział, że wówczas wszystko byłoby skończone, — w tej chwili leżałbym u pani stóp!
Skrzywiła usta.
— Przez wdzięczność za pani wyniosły uśmiech, — dodał dziennikarz. — Uważa mię pani za wyrafinowanego, wmówiono to pani. Ale ja udaję tylko takiego, aby rozbrajać szyderstwo i napawać lękiem. Pani wyznaję to. Widzi pani: niczego, co mnie dotyczy, nie mogę przed panią ukryć. Czy mi pani wierzy?
— Niechże mi pan wreszcie zabierze tę laskę z przed oczu. Popełnił pan rzecz bez smaku.
Nakrył kryształ dłonią, podniecając ją przez to jeszcze więcej. Było to, jakby zawładał jej obrazem i jej losem, który kryły owe przejrzyste ściany.
— Czy pani wierzy moim słowom?
— Nie zadaję sobie trudu wątpienia w pana.
Niezaradnie ale zdecydowanie przysunął sobie fotel i usiadł.
— Czy pani wie, księżno, dlaczego nas tutaj pozostawiają samych?
Sposób jego wyrażania się detonował ją poprostu. Podniosła wzrok: salon był pusty. W sąsiednim pokoju wznosił się jaskrawobiało oświetlony na swoim cokole kolosalny Herkules, rzucający Lykasa w morze. Poza nim był wolny widok na dziedziniec w przepychu jego galerji. Tam u wejścia tłoczyło się stu czekających.
Oczy księżnej pytały wbrew woli. Della Pergola odpowiedział, marszcząc przytem czoło.
— Propercja Ponti.