Strona:PL H Mann Diana.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czyż jesteśmy pedantami? — powiedział. — Powinnaś to była zrobić, zanim sprzedałaś swoje biedne naszyjniki. Czyż to nie jest samo przez się zrozumiałe, że wolno ci spokojnie zaciągnąć u przyjaciółki pożyczkę? Czyż musicie dopiero mówić o tem? W takim razie przyjaźń wasza niewiele jest warta.
Nie miała potrzeby mówić o tem z księżną. Gdyż następnego już dnia pieniądze zostały zwrócone; Piselli wygrał. Wygrywał stale. Codziennie sięgał do szkatuły, i codziennie przynosił do domu potrójną sumę. Był stale niezwykle łaskawy i po wielkopańsku wesół. Ona drżała przed przyszłością i kochała go. Był to okres pięknej harmonji. Orfeo darował jej wspaniałe diamenty, jakich nigdy nie posiadała.
— Masz zpowrotem swoje klejnoty. Nie mogłem tego znieść, abyś się dla mnie musiała czegoś wyrzekać.
Sprzedawała je ukradkiem, wzbogacając uzyskanemi sumami dalmacki fundusz agitacyjny. Ciężka to była chwila, gdy sobie wyznała, że to jest pokuta.
— Nigdy już wogóle nie przegrywasz, — rzekła. — Teraz nie będziesz już twierdził, że moja miłość przynosi ci nieszczęście.
— Przynosiłaby mi je, gdyby mogła. Ale coś innego przeciwdziała tu, — wyjaśnił tajemniczo. — I to o wiele silniej.
— Cóż takiego, mój Orfeo?
Pytała cicho. Podniecało ją słodko i zatrważająco spoglądać w głębinę jego awanturniczej duszy. Wszystko tam było pełne cudów.
Dał się prosić. Wreszcie zdradził jej coś:
— Nie jesteśmy przecież pedantami. Ale faktem jest jednak, że stawka, którą gram, nie należy do nas. A właścicielka nie wie o tem nic! Jest to niezmiernie ważne, możesz