Strona:PL H Mann Diana.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Honor jest dlań uzależniony od przekonań, a nie od czynów. Jest to przywilej niektórych ludzi.
— Niektórych ludzi... którzy nie są mieszczuchami, — rzekła Blà.
Otoczenie Forum spało bez świateł i bez odgłosów. Długie epoki odsunęły te kamienie o światy całe od życia czcigodnego ludu przy winie i grze w morrę, od skradających się napiętnowanych w nowych budowlach, od bladych łudzi, używających życia w kawiarniach. Niekiedy przez upiorne stopnie świątyni przesuwała się chuda kolumna, ubrana w promienie księżycowe, tuż obok powozu dwóch kobiet. Koło sterczących ciemno walów Koloseum, pod lukiem Konstantyna budziły kopyta i koła odgłos, z takim wysiłkiem, jakby był on spóźnioną resztką jakiegoś dawno przebrzmiałego echa. Potem droga, biała między czarnemi ścianami klasztorów i cyprysów, wdzierać się poczęła na Caelius. Księżna przechyliła się głębiej do tyłu.
— A pani sama? Wszystko, czego się od pani dowiaduję, wydaje mi się szczere i poufne, jak monolog. Ale jakże pani chce, abym o pani samej myślała? Czem pani jest, contesso?
— Nie contessa. Ojciec mój był Francuzem i kapitanem żuawów papieskich. Jeszcze po śmierci jego matka moja cierpiała z powodu przedawnionej niewierności. Była słaba i kapryśna, a ja znosiłam jej kaprysy z chorobliwą pochopnością. Zaledwie umarła, poślubiłam suchotniczego Anglika, gdyż inaczej czułabym koło siebie brak cierpienia.
— Tak chętnie pani cierpi?
— Troszczyć się o kogoś i cierpieć jest dla mnie na nieszczęście potrzebą, której się wstydzę.
— A pani sama, contesso, czy nie chciałaby pani być ujęta w ramiona i pocieszona?
— Gdybym łaknęła nagrody za swoje współczucie, czyżby ono było coś warte?