Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Artystka Fröhlich nie lękała się już wystawiania Unrata na cudze podszepty. Niebezpieczeństwo było zażegnane, przyjął na siebie gwoli niej zwolnienie ze szkoły wraz z powszechnem napiętnowaniem.
Początkowo czuła się przytem trochę niesamowicie. Skąd ona właściwie do tego, myślała w duchu, aby ktoś ze względu na nią brał tyle na kark. Potem wzruszała ramionami:
„Mężczyźni już tacy są“.
Zwolna poczęła uznawać, że miał rację, i że jest ona warta tyle, a nawet więcej. Unrat tak uporczywie powtarzał jej, jak jest dostojna i jak mało ludzkość zasługuje na jej spojrzenia, że wreszcie poczęła traktować się sama bardzo poważnie. Nikt jej jeszcze tak poważnie nie traktował i dlatego ona sama siebie także nie. Była wdzięczna temu, kto ją tego uczył. Czuła, że musi ze swej strony dokładać starań, aby należycie ocenić mężczyznę, który wskazywał jej takie stanowisko. Czyniła więcej: wysilała się, aby go kochać.
Nagle oświadczyła mu, że chce się uczyć łaciny. Zgodził się natychmiast. Pozwalała mu potem mówić, odpowiadała źle lub nie pojmowała pytania i ciągle tylko przypatrywała mu się, pełna innych pytań, skierowanych do siebie samej. Podczas trzeciej lekcji zapytała:
— Powiedzno, Unratku, co jest właściwie trudniej skapować, łacinę czy grekę?
— Przeważnie grekę, — zadecydował Unrat, na co ona:
— W takim razie chcę się uczyć greki.
Unrat był zachwycony; zapytał:
— Ale dlaczego?
— Dlatego, mój Unratku.