Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Raz dała mu nawet po twarzy. Cofnęła potem szybko rękę, spojrzała na nią, powąchała i rzekła zdumiona:
— Pan przecież jest tłusty.
Unrat zaczerwienił się bezradnie. Ona zaś wybuchnęła:
— Szminkuje się! A niech mnie piorun trzaśnie! Dlatego się tak prędko nauczył. Uczy się tego potajemnie na sobie! O ty — plugastwo![1]
Unrat miał minę przerażoną.
— Tak: plugastwo!
Zatańczyła dokoła niego.
Potem Unrat uśmiechał się szczęśliwie... Znała jego przezwisko, znała je od Lohmanna i innych, prawdopodobnie już przez cały czas: wstrząsnęło to nim gwałtownie, ale nie przykro, raczej uczuciem rozkoszy. Natchnęło go krótkiem podejrzeniem i lekkim wstydem, iż może się czuć tak szczęśliwy, że artystka Fröhlich nazwała go jego niecnym przydomkiem. Ale — był jednakże szczęśliwy. Zresztą nie miał czasu na rozmyślanie, gdyż posłała go po piwo.
Unrat nietylko je zamówił; kazał gospodarzowi, który niósł szklanki, iść przez całą salę przed sobą; przez to zaś, że krył tyły transportu napojów, uniemożliwione było, aby inni rozłapali je po drodze. Raz zaproponował właściciel Błękitnego Anioła Unratowi, aby sam zabrał zaraz piwo. Zdumiona godność, z jaką Unrat odrzucił tę propozycję, uchroniła gospodarza przed powtórzeniem swego błędu.
Zanim artystka Fröhlich wypiła, rzekła:
— Na zdrowie, Unratku.

Potem, przerwawszy picie:

  1. Unrat.