Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ SIÓDMY

O kwadrans na dziewiątą Unrata nie było jeszcze. W żądzy wykorzystania swojej swobody klasa hałasowała aż do ogłuszenia siebie, aż do ogłupienia. Wszyscy wołali, nie zdając sobie z tego sprawy: „Unrat! Unrat!“ Jedni wiedzieli napewno, że umarł. Inni przysięgali, że zamknął w domu swoją gospodynię do „kabufu‘‘ i zagłodził ją, a w tej chwili znajduje się w więzieniu. Lohmann, Erztum i Kieselack milczeli.
Niespodzianie zakradł się Unrat długiemi krokami na katedrę i ostrożnie, jakby go bolały wszystkie kości, siadł na fotelu. Wielu nie spostrzegło jeszcze jego obecności i wyli dalej: „Unrat!“ Ale Unratowi zdawało się nie zależeć na tem, aby im tego „dowieść“. Wyglądał bardzo szaro, czekał cierpliwie, aż go dopuszczono do słowa, i przy ocenie odpowiedzi zachowywał się z chorobliwą wprost kapryśnością. Jednemu z uczniów, którego zazwyczaj namiętnie prześladował, pozwolił przez dziesięć minut wygłaszać jak najbardziej fałszywe tłumaczenie. Innemu przerwał przy pierwszem słowie, tryskając jadem. Erztuma, Kieselacka i Lohmanna znowu omijał uporczywie, — ale myślał tylko o nich. Zadawał sobie pytanie, czy wczoraj w nocy podczas jego mozolnego powrotu nie stali za rogiem jakiegoś domu, którego