Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że jej wesoła i usłużna mina przeszła zupełnie niespodzianie w zgorzkniałą i złą, z małem drgnieniem, jak w kinematografie. Zdawało się Unratowi, że przeciąga ona w miarę możności rozmowę z pianistą i stara się jak najbardziej odwrócić. Dalej już nie było można; tłusta plama na jej plecach ukazałaby się wtedy. Nagle wyprostowała się znowu zupełnie wesoło, zakasała zieloną suknię jedwabną, uniosła wysoko na nogi pomarańczową halkę i wybuchła serdecznemi trelami:
— Że jestem jeszcze taka maała i taka niewihinna.
Odwaga jej została nagrodzona, klaskano, domagano się piosenki jeszcze raz. Gdy trzasnąwszy drzwiami powróciła do garderoby, zapytała, dysząc krótko:
— No, co pan teraz powie? Ładnie wylazłam, co?
Szkoda była naprawiona, wszyscy zaspokojeni; — tylko w samym końcu sali, oparty o ścianę przy wyjściu, stał Lohmann, blady i nieprzytomny, spuściwszy wzrok na swoje skrzyżowane ramiona i myślał, że jego wiersze, jego wiersze, które pod śmiechem brutalów uciekły na ciemne ulice, teraz zdążają, drżąc w nocnych falach powietrznych, ku oknu pewnej sypialni, że zapukają do niej bardzo słabo i że wewnątrz nikt tego nie usłyszy...
Gruba Gusta weszła z Kiepertem do garderoby. Artystka Fröhlich odrzuciła głowę i rzekła obrażona:
— Niech mnie kto jeszcze raz namówi, żebym śpiewała tę bzdurę tego głupiego chłopaka!
Unrat usłyszał to, ale nic sobie przytem nie pomyślał.
— Dziecko, — wyjaśniła tęga kobieta, — na tych ludziach nie można polegać, to się przecież wie. Gdy-