Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stole, na którym wyglądało jeszcze jak wczoraj, wyjął z kieszeni swój notes nauczycielski i z cyfr, stojących za nazwiskiem każdego ucznia, począł tworzyć tymczasową ocenę postępów. Dotarłszy do E przeskoczył szybko na M, zupełnie jak rano w klasie. Potem opamiętał się, odwrócił zpowrotem kartkę i zaopatrzył nazwisko Erztuma wściekłem „niedostatecznie“. Nadeszła kolej Kieselacka, potem Lohmanna. Pokój był cichy i bezpieczny, a usta Unra ta skrzywione z mściwości.
Po chwili wydało mu się, że na sali siadają pierwsi goście. Popadł w niepokój. Tęga kobieta wczorajsza weszła do garderoby w czarnym kapeluszu z dzikiem rondem i rzekła:
— A to co? Pan profesor? To przecież tak wygląda, jakby pan tutaj nocował!
— Droga pani, przychodzę w sprawie pewnych interesów, — pouczył ją Unrat. Ale ona pogroziła mu palcem:
— Doskonale mogę sobie pańskie interesy wyobrazić.
Zdjęła boa i żakiet.
— Musi pan jednak pozwolić, że zdejmę gorset.
Unrat wyjąkał coś i odwrócił się. Powróciła w mocno wyszarzanym penjuarze i poklepała go po ramieniu.
— Powiem panu prawdę, panie profesorze, nie dziwię się wcale, że pan tu znowu siedzi. Przy Róży nie jesteśmy do czego innego przyzwyczajeni. Kto ją dobrze pozna, musi ją pokochać, inaczej nie może być. I słusznie, gdyż jest ona przecież czarującą piękną dziewczyną.
— To może być owszem — zawsze raz poraź — zupełnie słuszne, droga pani, ale — nie dlatego...