Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— »Zrobiłam dobrą, delikatną potrawkę; on tego nie postrzegł. Kupiłam słoniny i masła, za moje sześć franków. Wolno mi jest zrobić z niemi co mi się podoba.
Służąca uciekła, gdyż jéj się zdało, że pan Grandet nadchodzi.
Przez kilka miesięcy, bednarz ciągle odwiedzał żonę, w rozmaitych godzinach; nie wspominał nazwiska córki, nie widywał jéj, najmniejszéj nawet wzmianki nie czynił o niéj. Pani Grandet nie wyszła z pokoju i co dzień pogorszało się jéj zdrowie. Nic nie mogło przełamać uporu starego bednarza. Był niewzruszony, oziębły i ostry, jak słup granitowy. Pilnował gospodarstwa jak zazwyczaj. Ale nie jąkał się już, mniéj rozmawiał i w interessach jeszcze był twardszy. Częstokroć mylił się w dodawaniu.
— »Coś jakiegoś zaszło w domu pana Grandet, mówili stronnicy Cruchotów i Grassinów.