Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i najniezrozumialszego gadulstwa, któremi Grandet otaczał swoje wyobrażenia. Najprzód, nie chciał brać odpowiedzialności za swoje myśli. Powtóre, chciał zostać panem swojego słowa i utaić prawdziwe zamiary.
— »Panie de Bon... Bon... Bonfons.
Drugi raz w przeciągu trzech lat, Grandet nazwał go panem de Bonfons. Prezydent mógł mniemać że go wybiera za zięcia.
— »Mó... mó... mó... wi... wi... łeś wiec, że ba... ba... ba... bankructwo mo... mo... mogą w pewnych przypadkach w... s... s... trzy... mać.
— »Same trybunały handlowe. To się zdarza co dzień, rzekł pan C. de Bonfons chwytając wyobrażenie ojca Grandet, albo też rozumiejąc że je zgaduje. Posłuchaj mię.
— »Słucham; odpowiedział stary z pokorą, przybierając złośliwą minę dziecięcia.
— »Gdy człowiek znakomity i po-