Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ra? czy jeszcze płacze? Przyszła aż do drzwi.
— »Mój kuzynie!
— »Mów kuzynko!
— »Gdzie chcesz jeść śniadanie? tu, czy w twoim pokoju?
— »Gdzie zechcesz.
— »Jak się masz?
— »Moja kuzynko, wstydzę się tego, ale jestem głodny.
Ta rozmowa przeze-drzwi, była dla Eugenii ustępem romansu.
— »Dobrze więc, przyniesiemy ci śniadanie do twojego pokoju, aby nie sprzeciwiać się mojemu ojcu.
A potém, zeszła do kuchni, tak lekka jak ptaszek.
— »Barbaro, poprzątnij jego pokój.
Te schody, po których tak często wchodzili i schodzili, gdzie każdy odgłos słychać było, w oczach Eugenii straciły znamię starości; jaśniały, mówiły, były młode jak ona, jak jéj miłość. Nareście jéj matka, dobra i wyrozumiała matka, dopomagała dzi-