Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kał spiżarnię, gdy Barbara zatrzymała go i rzekła: »No panie, daj mi masła i mąki, upiekę placek dla dzieci.
— »Czy nie zrabujesz całego domu na przyjazd mego sycowca?
— »Tyle myślałam o pańskim synowcu, ile o pańskim psie, ile pan sam myślisz o nim. Wydałeś mi pan sześć kawałków cukru, a potrzeba osiem.
— »Ho! ho! Barbaro, nigdy jeszcze nie byłaś w takim humorze. Cóż ci to przyszło do głowy? Czy ty jesteś panią domu? Nie dam więcéj jak sześć kawałków cukru.
— »A czémże synowiec pana osłodzi kawę?
— Dwoma kawałkami; ja się bez nich obejdę.
— Obejdziesz się pan bez cukru! w twoim wieku!.. Wołałabym kupić go dla pana, z własnéj kieszeni.
— Patrz własnych interessów. Mimo niskiéj ceny, cukier był zawsze w oczach bednarza najkosztowniej-