Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak bywało zawsze, ale dawno już nie zdarzało się Annie. Dopiero dziś. Właśnie dziś, kiedy nie stało się nic radosnego.
Przed niedługą chwilą była blada i mówiła to, co chciał słyszeć Andrzej. Tylko to. A teraz nagle zajaśniała odblaskiem jasności tego dnia, nie umiała się oprzeć radości wiosennej pogody, ona od trzech lat codzień widząca prawdziwe oblicze ludzi, ulic i rzeczy, którym nie mogły pomóc słońce, ani pogoda.
Możnaby sobie każdego dnia łatwo wybaczyć szaleństwo tej wiosennej radości, byle nie dziś, kiedy zapełnionym wagonem trzeciej klasy w kolejce, przyciśnięty do okna, wyjeżdżał Andrzej blady, zdenerwowany, pełen niepokoju ludzi chorych, którzy jadą się leczyć.
Ale radość przyszła właśnie teraz, razem z wezbranem uczuciem dla swojego miasta. Znajome sklepy, nad niemi szyldy, szeroka ulica z rozmachem zamienia się w Plac. Już tam zdaleka znana wysmukła kolumna. Z jednej strony rozciągnięty nierówno żółty wielokąt zabudowań, Pałac królewski, Pałac pod Blachą i daleko, daleko w samej głębi wypełza z wielkiego Placu mroczna, mała uliczka Świętojańska z uwięzionym w sobie duchem starego, minionego miasta i świata.
Anna jest jeszcze na moście. W dole kolorowe przystanie, łodzie na rzece, słońce na falach. Dzień jest piękny i idąc mostem ku miastu, Anna przeczuwa każdy dom, który będzie za chwilę, cała jest pełna radości i piękna drugiego mostu, może dlatego,

38