Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wieczornej zorzy szał płony na starczy, karli ląg. W parną godzinę pożądań, w klątewną chwilę zapłodu, gdy słonko na zapad się chyli, skoralą grzebieńce pagórów...
Jałowy żar, wyrodny pęd, wszetecznych sparzeń chwila..
Cichajcie!.. cyt... cyt... cyt..
W prześcigłym sadzie pogwar wystałych, zległych drzew, pomiotem hardych, błogosławnych.
Stary, dobry sad — Błażeja Żwacza włość..
A w sadzie cicho. Po ścieżach liście się rozesłało zwiotszałą pościelą, zmarniały słoneczniki..
Tylko hań pod przełazem modrzeje wrotycz, hołubi się przytulia..
A w sadzie cicho... Liść jeno zżółkły spadnie, zaszeleści, zawinie się w kręgach i legnie...
Przy wrótni z pomiędzy czaharów przed chatą człek widniał młody, urodziwy i bystro poglądał na gościniec. Snać niespokojny mocno i nieswój, bo bez postanku odwracał oczy ku zagrodzie, co z poza drzew bielała i znów wylękły wzrok wlókł spopielałym kurzawą traktem.
Wyglądał kogoś — ponoć nie stęskniony gościa
Odbywał stróżę na przeklętych czatach przed rodzicem własnym, przed ojcową sadybą, bo brat młodszy z macochą się w chacie sparzyli w duszną godzinę zachodu, w poblaskach łuny wieczora.
Więc strzegł ich przed ojcem postawion na straży u wchodu, gdy się stary przed świtem na kiermasz wybrali.
Czuwał, by ich przestrzedz, gdy będzie powracał w obejście, niosąc korale, okrajce dla Halszki nowożonki, dla synów niedzielne przyodziewy.