Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
19

i to wkrótce mijało i byłem znowu przeraźliwie spokojny.
Stałem w pośrodku ślicznego ogrodu. O jakich dwadzieścia kroków lśnił złotem, opalem, skrzył się tęczowym blaskiem modry staw. Właśnie ukośne zrzuty promieni zachodu przeszywając gęstwę drzew spływały na ciche wody; od tych ogni zajęły się grzbiety fal i migotały skrwawionemi grzywami. Czasem ryba prysła złotą łuską rozbryzgując wodę w świetlane krople: powstawała stubarwna otęcz, igrała w słońcu przedziwnie i promienną kaskadą wracała w macierzyste łoże. Rozkoszne dreszcze marszczyły gładką powierzchnię i biegły wątłemi bruzdami do brzegów, skąd odbite, złamane rozsnuwały drgające otocze pian; te padały białymi błamami na nadbrzeżną murawę lub śliniły dłoniate liści grzybieni. Wieczorny wiatr przeginał z wdzięczną lubieżą szypuły rokiciny, która chybocząc się rozłożystym ruchem odsłaniała las bielejących spodem łodyg toczonych, bez skazy i węzłów. Od szuwarów szedł silny obrzask surowizny i mącił zmysły. Zasuta w sity łódka kołysała się niby tanecznica na wpół pleśnią obciągniętych burtach. Za mocniejszym podrywem fal miotała się i biła z szelestem o badyle usiłując wydobyć się na środek jeziorka; lecz wtedy łańcuch przytwierdzony do steru a drugim końcem do kółka u brzegu rozprężał zardzewiałe ogniwa, by po chwili, gdy wiatr się przyczaił, opaść z brzękiem na dno korabia. Gdzieś zapomniane wiosło wystawało z boku i wśród podskoków łodzi prało rozstępującą się wodę na spienioną miazgę.
Kępy grzybienia i lilij wodnych tułały się tu i owdzie zbłąkane, samotne.
Staw obiegał szeroki, piaskiem wysypany deptak a dalej w następującym zwolna cieniu nurzały