Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiesz, jak była niewinna i niepodejrzliwa... uwierzyła mi, i pojechała...
Nastała chwila głębokiego milczenia, które przerywał tylko chrapliwy oddech konającego.
— Byłem przygotowany do ucieczki, bo czułem to, że biedna kobieta powróci z niczem i znajdzie się sama, opuszczona, w obcym dla siebie kraju, gdzie nie znała nikogo... Twarz jej blada i znękana prześladowała mnie odtąd ciągle we śnie i na jawie. Uciekłem... po owej sprzeczce z twoim bratem... aż do Meksyku... Gdy powróciłem do Nowego Yorku, spadłem już wtedy na najniższy szczebel nędzy i upodlenia. A teraz... Jerzy... czy możesz mi jeszcze przebaczyć?
Wielkie krople potu występowały na znękane czoło generała, nie mógł słowa przemówić.
— Zapomniałem... — dodał po chwili ranny, ocknąwszy się jakby ze snu. — Mogę choć w ostatniej chwili naprawić ci cząstkę złego, jakie ci uczyniłem. Wczoraj spotkałem dziewczę, które, jeśli nie jest twoją córką, jest chyba żoną twoją, która wróciła z tamtego świata...
— Gdzie? — zawołali jednocześnie Rex i generał.
— Tam... na plantacji, w otoczeniu rodziny kwakierskiej. Odważna jest i szlachetna, jak ty, Jerzy... Ułatwiła mi ucieczkę, gdy mnie poszukiwano.
— Więc to pan jesteś tym szpiegiem Rogersem! — krzyknął Rex.
— Tak, a skąd pan wiesz o tem?... coraz więcej słabnącym głosem spytał umierający. — Nazywają ją Daisy Russel... była wychowana w domu brata twego, Seldena... widziałem ją tam... O Jerzy!... — dodał, załamując ręce — powtórz, że mi przebaczasz... Onaby mi przebaczyła!
Generał odzyskał nareszcie głos i, przyklęknąwszy nad człowiekiem, który mu tak śmiertelną wyrządził krzywdę, ujął w swoje dłonie stygnące jego ręce.
— Tak, Danie, przebaczam ci przez miłość tej, którą tak ciężko i niewinnie skrzywdziłeś... i przez pamięć dawnej naszej chłopięcej przyjaźni... O... niech Bóg ma miłosierdzie nad tobą... Dziękuję ci za wiadomość o mojem dziecku...
— On mi dziękuje!... On?!... o Boże!...
Ciężki oddech podniósł pierś konającego, wyrzucając z niej falę krwi.
Z oddechem tym uleciało i życie.
Nastała chwila głębokiego milczenia... Obecni odkryli głowy przed majestatem śmierci i przeżegnali się pocichu. Generał