Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słusznie mówisz — rzekł pan Clive, patrząc z zadowoleniem w szczerą i otwartą twarzyczkę sieroty. — A ty, Myrjam, co na to mówisz? — dodał, zwracając się do starej sługi. — Będzie to nowy kłopot dla ciebie.
— Chwała Bogu, mogę jeszcze pracować — odparła ochoczo mulatka. — Maleńka jest dobrem dzieckiem i nie godziłoby się zostawiać jej w rękach tej czarownicy.
Pan Clive zaczął rozpytywać Marjorie o starą Molly i miejsce jej zamieszkania. Dziewczynka jedno tylko była w stanie objaśnić, to jest, że mieszkała w alei Randalla. Zresztą nie miała pojęcia, jak się miejscowość nazywała; a tak śmiertelnie zbladła i trząść się zaczęła na samą myśl powrotu tam, że pan Clive zaniechał pierwotnego zamiaru zawiezienia jej na miejsce, dla sprawdzenia zeznań.
Jak Myrjam słusznie twierdziła, pan Clive nie był nigdy zdolnym oprzeć się życzeniom córki, i teraz, zagłębiony w fotelu, przysłuchiwał się z zajęciem rozmowie Wirginji z sierotką, przyznając w duchu, że dziecko to posiadało dziwny powab i że może warto było i tym razem dogodzić prośbie swojej pieszczoszki.
— Jakże ją nazwiesz, Geniu? — zapytał znienacka.
Wirginja pieszczotliwie nachyliła się ku niemu.
— Sama nie wiem, ojczulku. Prosi, aby jej nie nazywać Marynią.
— Bo to nie moje imię — żywo wtrąciła dziewczynka.
— Jakżeby ją więc ochrzcić, papo? — Nie chciałabym żadnego ekscentrycznego imienia... Popatrzno na mnie, maleńka!
— Otóż mam! — zawołała po chwili, uderzając w ręce. — Z twemi złocistemi włoskami i przejrzystemi oczami przypominasz mi polną stokrotkę. Czy nie, papo? Co na to powiesz? Nazwijmy ją „Daisy“ (stokrotka).
Marjorie odetchnęła zadowolona.
— To mi się bardzo podoba — rzekła. — Śliczne imię Daisy. Dziękuję pani bardzo. Czy to już wszystko? — dodała po chwili z wyrazem dawnego przestrachu, występującym nagle na lica. — Zdaje mi się, że ktoś gdzieś zapytywał mnie, czy mam tylko jedno imię? Była to jakaś dziewczynka z wypukłemi oczami. Śnieg leżał na ziemi i dużo, dużo dzieci bawiło się na podwórzu. O, czemuż ja nie mogę przypomnieć sobie, gdzie to było?
Wirginja znaczące spojrzenie zamieniła z ojcem.
— Biedne dziecko — rzekł pan Clive półgłosem. — Widać, że doznała silnego wstrząśnienia mózgu. Daisy — dodał, przy-