Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Poczekajcie, towarzysze! — powiedziała nagle i wszyscy zamilkli patrząc na nią.
— Słuszność mają ci, którzy mówią, że powinniśmy wszystko wiedzieć. Musimy zapalić sami w sobie światło wiedzy, żeby ciemni ludzie mogli nas widzieć, musimy odpowiadać na wszystko uczciwie i prawdziwie. Trzeba poznać całą prawdę i całe kłamstwo...
Chachoł słuchał, i kiwał głową w takt jej słów. Wiesowszczikow, ryży i przyprowadzony przez Pawła fabryczny, stali wszyscy trzej tworząc ciasno skupioną grupę i nie wiadomo dlaczego nie podobali się matce.
Kiedy Natasza umilkła, wstał Paweł i spokojnie zapytał:
— Czy chcemy być tylko syci? Nie! — odpowiedział sam sobie patrząc twardo w stronę ich trzech. — My musimy pokazać tym, którzy siedzą na naszych karkach i zasłaniają nam oczy, że widzimy wszystko, że nie jesteśmy głupcami ani zwierzętami, że nie tylko jeść chcemy — my chcemy żyć życiem godnym ludzi! Musimy pokazać wrogom, że katorżnicze życie, które nam narzucili, nie może nam przeszkodzić zrównać się z nimi pod względem rozumu, a nawet przewyższyć ich!...
Matka słuchała go i w piersiach jej drżała duma — oto, jak składnie mówi!
— Sytych niemało, ale uczciwych nie ma! — mówił chachoł. — My musimy zbudować most ponad błotem tego rozkładającego się życia, do przyszłego królestwa dobra — oto nasza sprawa, towarzysze!
— Gdy nadszedł czas bić, nie pora wtedy ręce leczyć! — głucho sprzeciwił się Wiesowszczikow.
Było już po północy, gdy zaczęli się rozchodzić. Pierwsi odeszli Wiesowszczikow i ryży, i to znowu nie spodobało się matce:
— Patrzcie, jak im się śpieszy! — pomyślała kłaniając się im chłodno.