Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mówiła spokojnie nie podnosząc głosu, ruchy jej były harmonijne. Twarz miała bladą, ciemne brwi prawie schodziły się nad nosem. Twarz jej nie podobała się matce — wydawała się jej arogancka i oczy jej patrzyły bez uśmiechu i bez blasku. I mówiła nawet tak, jakby komenderowała.
— Chodźmy! — ciągnęła dalej. — Ja niedługo wrócę! Dajcie Jegorowi stołową łyżkę tego oto lekarstwa. Nie pozwalajcie mu mówić.
I wyszła zabierając ze sobą Mikołaja.
— Cudowna kobieta! — powiedział Jegor z westchnieniem. — Wspaniała kobieta... Was, mamusiu, należało by przy niej urządzić — męczy się zanadto...
— A ty nie rozmawiaj... Masz, wypij lepiej!... — poprosiła miękko matka.
Przełknął lekarstwo i mówił dalej przymrużywszy oko:
— I tak umrę. Jeżeli nawet będę milczał...
Patrzył drugim okiem w twarz matki, wargi jego powoli rozchylały się w uśmiechu. Matka spuściła głowę, ostry żal napełniał jej oczy łzami.
— To nic... To naturalne... Przyjemność życia pociąga za sobą obowiązek śmierci...
Matka położyła rękę na jego głowie i znowu powtórzyła cicho:
— Poleżelibyście lepiej cicho, co?...
Zamknął oczy jakby przysłuchując się rzężeniu w swych piersiach i ciągnął dalej z uporem:
— Głupio jest milczeć, mamusiu! Co mi przyjdzie z milczenia? Jeszcze kilka zbędnych sekund agonii, a stracę przyjemność pogawędzenia z dobrym człowiekiem. Myślę, że na tamtym świecie nie ma takich dobrych ludzi, jak na tym...
Matka przerwała mu z niepokojem: