Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/756

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kupca — w przedpokoju miałem siedzieć. Z początku wszystko było dobrze, ale potem posłał mnie na służbę do bufetu — czy to moja rzecz? Noga mi się powinęła, wszystko naczynie razem z tacą zwaliło się na ziemię. No — i napędzili! Innym razem podobałem się jakiejś starej grafini — poważny ma wygląd — powiada i byłem u niej szwajcarem. Obowiązek dobry, służba po staremu: siedź sobie poważnie na krześle, załóż nogę na nogę, i kiwaj. Jak kto przyjdzie — to nie można puszczać od razu, z początku wypytać, a potem dopiero puścić, albo w kark — i wytrącić. Jak się dobry gość trafi, to buławą — tak!
Zachar pokazał jak trzeba uderzyć.
— Służba honorowa, niema co mówić. Ale barynia była bardzo niezgodliwa — Bóg z nią. Raz zajrzała do mojej komórki i zobaczyła pluskwę, rozkrzyczała się, rozwrzeszczała się, tak jak gdybym to ja pluskwę wymyślił! Czyż może być gospodarstwo bez pluskiew? Innym razem przechodziła koło mnie, zdało się jej, że wódkę czuć ode mnie... Taka była! — I wymówiła służbę.
— Rzeczywiście pachnie — zanadto! — zauważył Sztolc.
— Ze smutku, batiuszka Andrzej Iwanycz, jak Boga kocham ze smutku — zachrypiał Zachar, skrzywiwszy się. Próbowałem być furmanem, dorożkarzem — nająłem się, ale nogi odmówiły, sił już mało, stary jestem! Koń trafił mi się złośliwy, raz pod karetę upadłem, ledwie wyszedłem cało, innym razem na starą babę najechałem, do policji wzięli...
— No, dosyć tego! Przestań się włóczyć i pić,