Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/663

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



VI.

Po dwóch godzinach wrócił Sztolc.
— Co się z tobą dzieje! — zawołał — tak zmieniłeś się, osunąłeś się, blady jesteś! Czyś nie chory?
— Źle z mojem zdrowiem, Andrzeju! — odpowiadał Obłomow, obejmując kolegę. — Lewa noga drętwieje zupełnie.
— Jakże tu obrzydliwie u ciebie! — zawołał Sztolc, oglądając się dokoła. — Czemu nie porzucisz już tego szlafroka? Spójrz — on cały w łatach!
— Przyzwyczajenie, Andrzeju — żal się rozstać!
— A kołdra, a firanki... — zaczął znowu — czy to także przyzwyczajenie? Szkoda rozstać się z temi szmatkami? Zmiłuj się, czy ty możesz sypiać na tem łóżku? Co się z tobą dzieje?
Sztolc pilnie wpatrzył się w Obłomowa, potem znowu spojrzenie zwrócił na pościel, na firanki.
— Nie — odpowiedział Ilja Iljicz. — Ty wiesz, ja zawsze nie bardzo dbałem o swój pokój... Siądźmy lepiej do obiadu. Hej, Zachar! Nakrywaj prędzej! Na długo przyjechałeś? Skąd?
— Zgadnij czem jestem i skąd przyjeżdżam? — rzekł Sztolc. — Do ciebie tutaj nie dochodzą wiadomości z żyjącego świata.
Obłomow z ciekawością wpatrywał się w niego i czekał co powie.