Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/629

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myśleć o wzajemności, gdy tyle innych kobiet uważałoby to za szczęście.
Olga trapiła się tem i namyślała jak wyjść z tego położenia, a nie widziała ani celu ani końca... Przed nią był tylko lęk przed jego rozczarowaniem i wieczną rozłąką. Czasem przychodziło jej na myśl wyjawić przed nim wszystko, ażeby zakończyć jego walkę ze sobą i swoją, ale słowa zamierały jej na ustach, gdy pomyślała o tem. Wstyd jej było i boleśnie.
Najdziwniejszem było to, że ona straciła szacunek dla tego, co miało miejsce w niedawnej przeszłości, a nawet wstydziła się tej chwili, gdy się zbliżyła ze Sztolcem, gdy on zawładnął poniekąd jej życiem. Gdyby o tem co zaszło było dowiedział się baron lub ktoś inny, byłoby jej przykro i nieprzyjemnie, zmartwiłaby się może, ale nie męczyłaby się tak, jak teraz na samą myśl, że Sztolc dowiedzieć się może o wszystkiem.
Olga z przestrachem myślała o tem, jak ta wiadomość odbije się na jego twarzy, jak on spojrzy na nią, co powie, co będzie myślał potem? Lękała się, że w jego oczach stanie się małą, słabą, pospolitą. Nie, nie, za nic nie opowie mu tego!
Poczęła badać siebie, i przekonała się, że nietylko wstydzić się musi przeszłej miłości, ale i jej bohatera... Dręczyła ją świadomość niewdzięczności, popełnionej wobec dawnego przyjaciela, za jego szczerość.
Być może, że byłaby przywykła do swego wstydu, przebolała go — bo do czegoż nie przyzwyczai się człowiek! — gdyby jej przyjaźń dla Sztolca wolną była zupełnie od wszelkich osobistych korzyści i pragnień. Ale gdy nawet zagłuszyła w sobie wszelki