Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/581

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Agafja Matwiejewna wyskakiwała z za stołu, biegła do kuchni, obsypie Akulinę wymówkami, a na drugi dzień sama sprawdzała, czy jest zielone, czy nie przegotowała się ryba.
Możnaby pomyśleć, że ona się wstydziła, nie chciała wobec obcego człowieka uchodzić za niedbałą w gospodarstwie, gdzie się skupiała cała jej działalność, gdzie był szczyt jej miłości własnej.
Dobrze. Ale dlaczego dawniej o ósmej godzinie już jej oczy poczynały się zamykać, a o dziewiątej, gdy dzieci położyła do łóżka, i sprawdziła czy ogień w kuchni zgaszony, czy zasuwy od pieca zasunięte, czy już wszystko sprzątnięto — kładła się do łóżka, i wtedy nic nie obudziło jej przed szóstą.
Teraz, gdy Obłomow pojechał do teatru, lub zasiedział się u Iwana Gerasimowicza i długo nie wracał — nie mogła zasnąć, przewracała się z boku na bok, żegnała się, wzdychała, zamykała oczy — lecz sen nie przychodzi!
Ledwie usłyszała stuk kół na ulicy, podnosiła głowę, nieraz zrywała się z pościeli, otwierała okienko i nasłuchiwała — czy to nie on?
Gdy posłyszała pukanie do bramy, narzucała spódnicę, biegła do kuchni, budziła Zachara, Anisję i wysyłała otworzyć bramę.
Może, pomyślą sobie, jest to dowodem uczciwości gospodyni, która nie życzy sobie, ażeby w domu jej panował nieład, ażeby lokator wyczekiwał w nocy na ulicy, aż pijany stróż posłyszy i otworzy, wkońcu — długotrwałe pukanie może obudzić dzieci...
Dobrze. Ale dlaczego, gdy Obłomow zachorował, ona nikogo nie wpuszczała do jego pokoju, zaścielała go wojłokiem i dywanami, zapuszczała rolety i wpadała w złość — ona, taka zwykle dobra i ła-