Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/568

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Odejdź! — rzekła stanowczym głosem, szarpiąc chusteczkę. — Ja nie wytrzymam... przeszłość jest jeszcze dla mnie drogą.
Olga znowu zakryła twarz chustką i starała się stłumić łkanie.
— Dlaczego wszystko przepadło? — podnosząc głowę, spytała nagle. — Kto przeklął ciebie Ilja? Cożeś ty złego zrobił? Ty jesteś dobry, rozumny, czuły, szlachetny i... i... giniesz. Co ciebie gubi? Jak się to zło nazywa?
— Ma swoję imię... — rzekł cicho.
Olga pytającem spojrzeniem, pełnem łez, spojrzała na niego.
— Obłomowszczyzna! — wyszeptał.
Potem ujął jej rękę, chciał pocałować i nie mógł, tylko mocno przycisnął do ust i gorące łzy kroplami spadały jej na palce.
Nie podnosząc głowy, nie pokazując jej twarzy, Obłomow odwrócił się i wyszedł.