Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/564

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żesz uporządkować swoje sprawy majątkowe i życie? — pytała. — Pomyśl!
Obłomow westchnął i zamyślił się. Walczył z sobą. Olga odgadła tę walkę z jego twarzy.
— Słuchaj! — poczęła mówić — ja teraz długo wpatrywałam się w portret mojej matki i z jej oczu zaczerpnęłam rady i siły. Jeśli ty teraz jak człowiek uczciwy... Pamiętaj Ilja, my nie dzieci i nie bawimy się — rzecz dotyczy całego życia! Zapytaj własnego sumienia i powiedz, ja ci uwierzę, ja znam ciebie: czy ci wystarczy siły na całe życie? Czy będziesz dla mnie tem, czego mi potrzeba? Znasz mnie, rozumiesz przeto, co chcę powiedzieć. Jeśli ty po namyśle i śmiało powiesz tak: ja cofam moje postanowienie. Oto moja ręka, pójdziemy razem, gdzie chcesz, za granicę, na wieś, nawet na Wyborgską stronę!
Obłomow milczał.
— Gdybyś wiedziała, jak ja kocham ciebie...
— Ja czekam nie zapewnień miłości, lecz krótkiej odpowiedzi — przerwała prawie sucho.
— Nie męcz mnie, Olga! — rzekł prawie w rozpaczy.
— Cóż, Ilja, mam słuszność, czy nie?
— Tak, — jasno i stanowczo odpowiedział Obłomow. — Masz słuszność!
— Zatem, musimy się rozstać — rzekła stanowczo — zanim wróci ciotka i zobaczy, jak jestem zdenerwowana.
Obłomow nie odchodził.
— Gdybyś się nawet ożenił — cóż potem?
Milczał.
— Zasypiałbyś coraz głębiej, zapadał coraz niżej. Czy nie tak? A ja? Widzisz, jaką jestem.