Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

coś podobnego do tego, a tymczasem mówię co innego. Może na twarzy pani ujrzałbym odbicie smutku — jeśli to prawda, że pani nie nudziła się ze mną, — może pani, nie zrozumiawszy moich dobrych zamiarów, obraziłaby się — nie przeniósłbym tego. Począłbym mówić co innego, moje uczciwe zamiary rozleciałyby się w proch i skończyłoby się wszystko ponownem spotkaniem się na drugi dzień. Teraz zupełnie co innego: Nie widzę przed sobą łagodnych oczu pani, dobrej i pięknej twarzyczki, papier jest cierpliwy i milczy, ale też i ja piszę spokojnie — kłamię — nie zobaczymy się więcej. To jest prawdą. —
„Inny napisałby: piszę i oblewam się łzami, ale ja nie chcę pozować przed panią, ani drapować się smutkiem, gdyż nie chcę wzmacniać mego bólu, rozjątrzać żalu i smutku. Całe to drapowanie się miewa zwykle na celu zapuszczanie głębiej korzeni w grunt uczucia, a ja pragnę zniweczyć w pani i w sobie jego nasiona. Czyż przystało płakać uwodzicielom lub sentymentalnym marzycielom, którzy zapomocą frazesów usiłują ułowić w sidła nieostrożną miłość własną kobiet? Mówię to pani żegnając się z nią, jak się żegna z dobrym przyjacielem, który w daleką odjeżdża drogę. Za trzy tygodnie, za miesiąc byłoby już za późno i ciężko. Miłość robi zwykle bardzo szybkie postępy — jest to gorączka duszy.
„I teraz już jestem Bóg wie do czego podobny, nie liczę ani godzin ani minut, nie znam wschodu i zachodu słońca, a całe życie moje obraca się koło tego: widział — nie widział, zobaczę — nie zobaczę, przychodziła, nie przyszła, przyjdzie... Wszystko to do twarzy młodości, która lekko