Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakiegoż jeszcze życia i działalności wymaga Andrzej? — pytał Obłomow, wpatrując się przed siebie, ażeby nie zasnąć po obiedzie. — Czyż to nie życie? Czyż miłość nie jest obowiązkiem? Gdyby on spróbował! Każdy dzień piechotą co najmniej dziesięć wiorst przemierzyć! Wczoraj nocowałem w mieście, w lichym hoteliku, ubrany, tylko zdjąłem buty. Nawet Zachara nie było — a wszystko dzięki jej poleceniom!
Najbardziej uciążliwem było dla niego, gdy Olga zgłaszała się z jakiemś wyjątkowem pytaniem i żądała, jak od jakiegoś profesora, zupełnego zadośćuczynienia. Zdarzało się to często nie z powodu jakiegoś pedantyzmu, lecz wprost z chęci zaspokojenia ciekawości. Niekiedy zapominała o właściwym celu zapytania, w stosunku do Obłomowa, lecz interesowała się samem pytaniem, jego treścią.
— Dlaczego my nie możemy się tego uczyć? — pytała zamyślona i gniewna, słuchając niekiedy chciwie, urywkami rozmowy o czemś, co uważają zwykle za niepotrzebne dla kobiety.
Razu pewnego wprost zwróciła się do niego z pytaniem: co to są podwójne gwiazdy? — Obłomow był nieostrożny, wspomniał o Herschlu. Olga wysłała go do miasta, kazała przeczytać książkę i opowiadać, dopóki nie zadowoliła swojej ciekawości.
Innym razem, znowu przez nieostrożność, wspomniał coś w rozmowie z baronem o szkołach malarstwa — znowu miał na tydzień roboty — czytać, opowiadać, potem pojechali do Ermitażu, a tam musiał tłumaczyć na obrazach to, co przeczytał.