Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wstyd — szepnął.
— Wstyd — powtórzyła Olga machinalnie. — „Teraz mu powiem — myślała — mosje Obłomow, nigdy nie oczekiwałam...“
— Tak, Olgo Siergiejewna — rzekł z przymusem. — Ja myślę, że pani się dziwi, gniewa się...
— Teraz powiem — myślała — stosowna chwila.
Serce bije mocno.
— Ach, Boże mój! Nie mogę.
Obłomow starał się w twarz jej spojrzeć, odgadnąć jej myśli, ale Olga wąchała konwalje i bez i nie wiedziała, co począć, co powiedzieć?
— Ach, Soniczka natychmiast cośby wymyśliła — myślała, — a ja jestem taka głupia.
— Ja zapomniałam zupełnie... — rzekła wreszcie.
— Proszę mi wierzyć, stało się to zupełnie mimowoli... nie mogłem się powstrzymać... — począł mówić, nabierając śmiałości. Gdyby wówczas pioruny biły, kamień spadłby na mnie — ja byłbym wyrzekł to słowo. Niepodobna było utrzymać go żadną mocą... Na miłość Boga, niech pani nie myśli, abym ja chciał... Za chwilę potem nie wiem cobym był dał, ażeby wycofać ten nieostrożny wyraz...
Olga szła, schyliwszy głowę, i wąchała kwiaty.
— Niechże pani zapomni o tem — ciągnął dalej — zapomni tem bardziej, że jest to nieprawda.
— Nieprawda? — powtórzyła nagle, wyprostowawszy się i kwiaty wypadły jej z rąk.
Oczy jej otworzyły się szeroko i błysnęły zdziwieniem.
— Więc nieprawda? — powtórzyła.