Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczucia skręciły się u niego w jeden węzeł — wstyd.
Jeśli zaś chwilami zjawiała się w jego wyobraźni, wtedy stawał przed nim także ów ideał spokoju i szczęścia w życiu. W obrazie tym dostrzegał Olgę. Wszystko zlewało się w jednolitą całość.
— Ach, co ja narobiłem! — mówił. Wszystkom zmarnował! Chwała Bogu, że Sztolc wyjechał. Jeszcze nie miała czasu mu opowiedzieć. Wtenczas choć pod ziemię się chowaj! Miłość, łzy — czy to mnie do twarzy? I ciotka Olgi nie zaprasza mnie... pewnie już wie wszystko... O, Boże!
Tak myślał, zdążając w parku w najdalszą boczną drożynę.
Olga zastanawiała się jedynie nad tem, jakie będzie jej spotkanie z Obłomowym, jak minie? Czy trzeba zamilczeć, jak gdyby nic nie zaszło, czy też coś mu powiedzieć!
Ale co powiedzieć? Zrobić zagniewaną minę, spojrzeć na niego wyniośle, czy też wcale nie patrzeć, lecz dumnie i sucho zauważyć, że nigdy nie spodziewała się po nim... za kogo on ją ma, pozwalając sobie na taką zuchwałość? Tak Soniczka w czasie mazura odpowiedziała jakiemuś kornetowi, chociaż wszelkiemi siłami usiłowała zamącić mu głowę.
Właściwie, cóż w tem jest — zuchwałego? — pytała sama siebie. — Jeżeli on w samej rzeczy żywi to uczucie, dlaczegoż nie wypowiedzieć? Ale — jakże to tak nagle, ledwie się poznajomił... Tego nikt inny za nicby nie powiedział, widząc kobietę zaledwie dwa razy, nikt nie mógłby tak prędko pokochać. To mógł zrobić tylko Obłomow...
Przypomniała sobie, że kiedyś czytała i słyszała, jak miłość nagle ogarnia człowieka.
Tak, była to chwila uniesienia. Teraz on oczu