Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



III.

— Jak się masz, Iljusza! Jakże się cieszę, że cię widzę! No, jakże ci się powodzi? Zdrów jesteś? — pytał Sztolc.
— O, nie! Źle, bracie Andrzeju! — westchnąwszy odpowiedział Obłomow. — Jakie tam zdrowie!
— Cóż? chory jesteś? — spytał trwożliwie Sztolc.
— Jęczmień mi się rzucił na oko. Tamtego tygodnia jeden zeszedł z prawego oka, a teraz robi się drugi.
— Tylko tyle? Naspałeś go sobie, bracie — odpowiedział śmiejąc się.
— Dobre „tylko“! Zgaga piecze. Posłuchaj, co mi przedwczoraj powiedział doktór: „jedź pan — powiada — za granicę, bo może być apopleksja“.
— No, a ty co?
— Nie pojadę.
— Dlaczego?
— Zmiłuj się! Posłuchajno dalej co on nagadał: „trzeba żyć w górach, jechać do Egiptu, do Ameryki“...
— Cóż? — z zimną krwią powiedział Sztolc. — W Egipcie posiedzisz trzy tygodnie, w Ameryce także trzy...
— No, bracie Andrzeju, widzę, ty także to samo!