Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w trzewikach i w liberyjnym fraku ze sznurami. Zbliżył się do kozaczka, dał mu najprzód w pysk, a potem nazwał durniem.
— Zaco mnie bijecie, Matwiej Mosieicz? — spytał zdziwiony i zawstydzony kozaczek, trzymając się ręką za twarz i nerwowo mrugając.
— A... ty jeszcze gadasz! — odpowiedział lokaj. — Ja za tobą gonię po całym domu, a ty sobie tutaj przesiadujesz!
Pochwycił go jedną ręką za włosy, schylił mu głowę i trzy razy metodycznie, spokojnie uderzył go kułakiem po karku.
— Barin pięć razy dzwonił — dodał jako moralną naukę, — a mnie łają za takiego, jak ty szczeniaka! Ruszaj!
I gestem rozkazającym wskazał mu wschody.
Chłopiec stał przez chwilkę z wahaniem, mrugnął dwa razy, spojrzał na lokaja i, widząc, że już niema naco czekać, chyba na powtórzenie kułaków, wstrząsnął czupryną i poszedł na schody.
Był to prawdziwy triumf dla Zachara.
— Dobrze go, dobrze, Matwiej Mosieicz! Jeszcze! Jeszcze! — dogadywał Zachar, ciesząc się złośliwie. — Mało! Mało! Ach, Matwiej Mosieicz, dziękuję bardzo! Nadto już ciekawy chłopiec... Oto masz „łysego czorta“. Będziesz jeszcze zęby pokazywał?
Służba śmiała się radośnie, przyjacielsko podzielając i zachowanie się lokaja, poniewierającego kozaczka, i złośliwą radość Zachara. Tylko kozaczek nie budził współczucia.
— Otóż tak samo — począł znowu pierwszy lokaj — ni z tego, ni z owego mój dawny barin... Czasem myślisz, jakby się trochę rozweselić,